Celem polityki dyktowanej Polsce przez Anglosasów jest sprowokowanie kolejnego starcia, polsko-rosyjskiego, które już ostatecznie miałoby potwierdzić racje rusofobów.

Specjalna Operacja na Ukrainie dodała skrzydeł przede wszystkim najbardziej antyrosyjskim ośrodkom propagandowym w Polsce „A nie mówiliśmy?! Rosja jest agresywna, z Rosją nie wolno rozmawiać!” – ogłoszono triumfalnie. W efekcie polityka Warszawy zaczęła jeszcze bardziej przypominać wszystkie najbardziej prowokacyjne działania Kijowa, które doprowadziły do obecnej eskalacji. Wydaje się oczywiste, że celem polityki dyktowanej Polsce przez Anglosasów jest sprowokowanie kolejnego starcia, polsko-rosyjskiego, które już ostatecznie miałoby potwierdzić racje rusofobów. Żeby udowodnić jak „śmiertelnym zagrożeniem dla świata” są Rosjanie – Polacy sami ich zaatakują. Oczywiście wołając, że poświęcamy się dla ludzkości…

 

Pasmo międzynarodowych porażek i kompromitacji

 

Polska dyplomacja prowadzi także zupełnie już kabaretową działalność, np. wydając miliony dolarów na… antyrosyjskie kampanie bilbordowe i eventowe skierowane do odbiorców anglojęzycznych tak, jakby obecna wojna nie toczyła się tylko i wyłącznie w interesie Zachodu i na jego zlecenie. Przy różnicach w formie przekazu postępujemy zatem podobnie, jak w 1939 r., gdy wychodziliśmy ze skóry przekonując mocarstwa zachodnie do wojny z Niemcami i rozpływaliśmy się we wdzięczności, że zechciały – totalnie nie rozumiejąc, że wojna i to zaczynająca się od Polski była właśnie celem polityki brytyjskiej. Nikt nam zatem łaski nie robił, ale zdecydowanie wprost przeciwnie. Nota bene, kiedy po kilku latach otwartym tekstem napisał to wreszcie gen. Kazimierz Sosnkowski (skądinąd z pozycji pryncypialnie antysowieckich) – okazało się to wygodnym pretekstem jego dymisji. Dziś zapewne zostałby za to zablokowany w internecie przed ABW…

 

Co gorsza, równolegle na polecenie Waszyngtonu i Londynu rząd w Warszawie starał się prężyć muskuły przed Brukselą i Berlinem i również skończyło się to kompromitacją, gdyż właśnie strona polska pospiesznie i w panice przyjmuje wszystkie warunki Komisji Europejskiej, żądającej bezwzględnej nadrzędności prawa unijnego, wycofania się z wcześniejszych zmian w sądownictwie i ścisłego stosowania się do założeń zachodnioeuropejskiej transformacji energetycznej, miażdżącej dla polskiej gospodarki. Na forum dyplomatycznym w ciągu ostatnich 12 miesięcy Polska przegrała zatem na każdym polu, a mimo to wciąż lansowana jest wizja „Polski Mocarstwowej” – oczywiście wyłącznie na użytek krajowy (gdzie nikt w to nie wierzy) oraz jako oferta przede wszystkim dla Ukrainy, gdzie w jednych budzi śmiech i zniecierpliwienie, a w drugich raczej nieufność, podsycaną jeszcze rosyjską propagandą.

 

Wewnętrzna niemoc i pogłębianie kryzysu

 

W ciągu ostatnich 12 miesięcy wewnętrzna polityka polska po COVID-19 działa na jałowym biegu. Poza rytualnymi igrzyskami między Prawem i Sprawiedliwością a tak zwaną parlamentarną opozycją – w debacie publicznej nie omawiano żadnych istotnych kwestii, a przecież było ich wiele: pojawienie się milionów ukraińskich przesiedleńców, nasilająca się cenzura kneblująca wszystkich krytyków tej kolonizacji, negatywne skutki wojny ekonomicznej z Rosją, pogłębiający się kryzys praworządności i narastająca korupcja, coraz częściej wykrywaną w szeregach PiS, partii wcześniej pozującej na zakon „nieprzekupnych patriotów”. Państwo polskie jest w głębokim kryzysie politycznym, dlatego właśnie tak łatwo obecne władze uciekają się do retoryki wojennej, chcąc zakryć własną nieudolność hasłem „Ojczyzna w niebezpieczeństwie!”. Niewątpliwie działa też bliskość wyborów parlamentarnych – nowy Sejm wybierzemy bowiem zapewne w październiku 2023 r. No chyba, że na przeszkodzie stanie np. stan wojenny, w jakim może znaleźć się III RP w wyniku postawy swej klasy politycznej.

 

Tak czy inaczej nawet i bez swego czynnego udziału w wojnie jako Polacy nie mamy powodów, by patrzeć w przyszłość z optymizmem. Najpoważniejszym problemem pozostaje dnia codziennego pozostaje narastająca drożyzna, a więc i spadek poziomu życia w Polsce. To przede wszystkim skutek naśladowania przez władze polityki państw zachodnioeuropejskich, zdeterminowanych by oprzeć swoją energetykę oficjalnie na źródłach odnawialnych, a realnie na imporcie amerykańskiego i katarskiego LNG. Polska jako kraj dysponujący największymi w Europie złożami węgla mogłaby z powodzeniem realizować własną politykę energetyczną, jednak do tego potrzebowalibyśmy samodzielności politycznej. Ponieważ jej nie mamy – borykamy się jednocześnie z inflacją, przekraczającą obecnie 10,7 proc. oraz recesją, potwierdzoną już pod koniec 2022 r. Drastycznie spada opłacalność polskiego rolnictwa, poddanego konkurencji zwolnionej z ceł, produkcji z Ukrainy, zdaniem polskich rolników skażonej i zanieczyszczonej, o prawdopodobnych modyfikacjach GMO spowodowanych oddaniem ukraińskiej ziemi w ręce zachodnich koncernów żywnościowych. W tej sytuacji naturalnym wyborem młodego pokolenia Polaków pozostaje emigracja zarobkowa, zaś miejsce polskich pracowników zajmują ukraińscy przesiedleńcy, sami zresztą marnie opłacani i wyzyskiwani przez zlokalizowane w Polsce niskotechnologiczne przedsiębiorstwa zachodniego kapitału, alternatywnie zaś żyjący z zasiłków, opłacanych polskimi podatkami. To ekonomiczna kwadratura koła, z której nie wyprowadzi nas przecież ani PiS, ani Koalicja Obywatelska, ani żadna z sił jednoznacznie opowiadających się za utrzymaniem Polski w zachodniej strefy wpływów. Tymczasem jesteśmy kolonizowani już nie tylko stricte ekonomicznie, ale i wprost demograficznie, a to może skończyć się wyłącznie najfatalniej:  wzrostem napięć międzyetnicznych, rozpływaniem się narodowego państwa polskiego w strukturach euroatlantyckich, co bywa bezczelnie określane „unią polsko-ukraińską”, a dobitnie UkroPolinem, wreszcie przyspieszeniem ostatecznego upadku III RP przez samobójcze wejście do pełnowymiarowej wojny z Federacją Rosyjską.

 

Nie odmawiając zatem dalszego współczucia bezpośrednim ofiarom dotychczasowej specoperacji na Ukrainie – nie możemy uciekać od oczywistego wniosku, że to również Polska jest jej ofiarą i to wyłącznie na własne (cóż z tego, że podyktowane z Zachodu) życzenie.

 

Konrad Rękas