Wracamy do lat 90-tych.

Nie da się pokonać inflacji samym podnoszeniem stop procentowych. Nie w sytuacji globalnych powiązań finansowych; nie w świecie, w którym to banki komercyjne, a nie emisyjne odpowiadają za podaż pieniądza i nie w trakcie transformacji energetycznej, której kluczowym i celowym elementem jest podniesienie cen nośników energii. Nawet zresztą czysto teoretycznie w świecie doskonałym, by taki manewr miał choćby pewne szanse powodzenia – stopa procentowa musiałaby zostać podniesiona powyżej poziomu inflacji, którą wówczas (być może) faktycznie by zdusiła, za to (na pewno) z całą gospodarką.

 

W obecnej sytuacji nie da się pokonać mieszanej, popytowo-podażowej inflacji (samym) podnoszeniem stóp. To jest powrót do błędnej taktyki, stosowanej przez Balcerowicza i jego naśladowców w latach 90-tych, dzięki której przez całą dekadę inflacja była dwucyfrowa.

 

Co da się zrobić

 

Z poziomu NBP opanować inflacji już się nie da, co natomiast można i należy zrobić:

 

- znieść podatek Belki, by realnie zachęcić do oszczędzania i naturalnego ściągania pieniędzy z rynku;

 

- ciąć wydatki państwa, jednak bynajmniej nie te socjalne, ale przede wszystkim stałe, administracyjne i wojskowe, o dotowaniu Ukrainy już nawet nie wspominając;

 

- przeorientować politykę inwestycyjną państwa na przedsięwzięcia mogące bezpośrednio generować wzrost, a nie wyłącznie koszty, czyli m.in. zrezygnować z CPK, a inwestować w energetykę, gazyfikację węgla, offshore, słowem wszystko, co w nowych realiach docelowo obniży ceny energii;

 

- waloryzować płace i świadczenia społeczne POWYŻEJ poziomu inflacji, by zachować siłę nabywczą społeczeństwa,

 

- zreformować system podatkowy państwa w stronę redukcji VAT-u (który najlepiej byłoby w ogóle znieść, wracając do podatku obrotowego) oraz zastąpienia dochodów budżetowych z tego tytułu realnie progresywnym podatkiem dochodowym.

 

…i czego się nie da

 

To da się zrobić realnie, czyli nawet bez wychodzenia z UE. Pomijamy pomysły niemożliwe, dające szybszą i szerszą ochronę przed globalnym kryzysem, a które są trwale zablokowane przez naszą przynależność do bloku zachodniego. I tak jest jednak oczywiste, że to, co proponują nam rząd, NBP oraz parlamentarna tzw. „opozycja” – to prosty przepis na stagflację i dalej recesję, a przede wszystkim bezrobocie. Rządzący jeszcze się go nie boją, licząc na masy ukraińskich imigrantów, jednak w tym zakresie dodają po prostu gruszeczki do śliweczek, gdy z liczby 3,7 miliona nowych przybyszów w Polsce wychodzi im, że tylu obecnie zatrudnionych może wypaść z rynku bez zwiększania nakładów na pracę i bez zmniejszania jej kosztów. Po pierwsze jednak posadzenie setek tysięcy ukraińskich imigrantek na dźwigach wcale nie jest takie oczywiste. A po drugie, choć faktycznie w pewnych sektorach już występuje luka zatrudnienia, wynikająca z wciąż zbyt niskich wynagrodzeń i złych warunków życia w Polsce – to wchłonięcie pracowników ukraińskich i tak musiałoby się odbyć kosztem polskich, wypychanych dalej na Zachód. Tam, gdzie też już jest inflacja, też nadchodzi recesja i bezrobocie.

 

Koniec zabaw

 

Nie można się było bawić bezkarnie w COVID-lockdowny. Nie da się w rok wykonać 13-letniego programu przejścia z gazu ziemnego na LNG, energię jądrową i odnawialną bez skokowego podniesienia cen. Nie można utrzymywać konsumpcyjnego, fordowskiego modelu kapitalizmu w sytuacji stale zaburzanego łańcucha dostaw z Chin, na którym schemat ten wciąż się opiera. To są mechanizmy działające poza i ponad Polską, a nieuchronnie nas obciążające w naszej nieodmiennie peryferyjnej pozycji. Nic na nie poradzimy, ale nawet z perspektywy rządzących nami kompradorów można by działać choć trochę mniej głupio i mniej uciążliwie dla obywateli.

 

Niestety, ale Polacy mają pecha być czymś w rodzaju roboli aspirujących do bycia niższą klasą średnią Zachodu. Tzn. w momencie, gdy już, już prawie się czują, mają jakieś mieszkanie, cztery kółka, mogli robić zakupy i wreszcie odecthnąć – słyszą, że ta dekoracja już jest nieaktualna i w sumie, to mogą dalej za…ć. Wiecie za miskę czego.

 

Konrad Rękas