Kto zostanie następcą Borisa Johnsona i co z tego wynika?

Wszyscy wiedzieli, że kiedyś musi do tego dojść.  Każda zmiana może być okazją do czegoś nowego – ale ta konkretna zawsze budzi burzliwe dyskusje, konflikty, karuzela kandydatów obraca się coraz szybciej.  Im bliżej końca roku – tym bardziej Brytania żyje tym jednym pytaniem: kto będzie nowym Doktorem WHO?! A, i podobno premier też może zostać wymieniony.

 

Wygląda na zmęczonego…?

 

Jakim cudem Boris Johnson, dysponujący największą torysowską większością od czasu, gdy w 1980 r. Margaret Thatcher rozgromiła labourzystów – miałby zostać wymieniony? Cóż, odpowiedź na to pytanie również znamy z kultowego brytyjskiego serialu. Gdy bowiem Doktor, Władca Czasu z planety Gallifrey, chroniący Ziemię przed hordami kosmitów, oczywiście najeżdżającymi głównie UK – zechciał niegdyś pozbyć się brytyjskiej premier, szepnął jej najpierw do ucha: „Mogę obalić twój rząd sześcioma słowami”. Polityczka oczywiście wzruszyła ramionami, lecz Doktor podszedł do jej asystentki i wskazując na Premierzycę szepnął do jej z kolei ucha: „Nie sądzisz, że wygląda na zmęczoną?”. Zdaniem swojego bezpośredniego zaplecza Boris Johnson właśnie zaczął wyglądać na bardzo zmęczonego…

 

Rewolucja bez rewolucji

 

I jest to znacznie poważniejszy problem obecnego gabinetu niż wewnątrzpartyjna opozycja czy nawet odgłosy niezadowolenia ze strony części elektoratu. 99 konserwatywnych posłów głosujących przeciw paszportom COVIDowym wygląda wprawdzie spektakularnie, ale to przecież znacznie mniej istotny opór niż ten wzniecony w warunkach słabszej większości czy to przeciw wojnie w Iraku (139 buntownikach w czasach rządów Labour) czy nawet kompromisowi BREXITowemu z nieodległej chaotycznej przeszłości Teresy May (118 zbuntowanych). W dodatku przeważnie jest przecież tak, że bunty z prawej strony mają raczej wzmacniać główną linię Partii Konserwatywnej niż ją osłabiać.

 

Z pozoru więc realnego zagrożenia nie ma, a sprawy idą planowo – udawany BREXIT nie spełnił żadnych niemal nadziei swoich zwolenników i znacznej części obaw swoich oponentów. Nikt właściwie nie wie po co było wychodzić z UE, skoro nadal Francuzi łowią na łowiskach brytyjskich, brytyjscy rybacy nie mogą odwzajemnić się tym samym (nawet zwolennicy BREXITu przypomnieli sobie nagle znikomy, 3,5-proc. udział rybołówstwa w brytyjskim PKB).  Również ceny energii idą w górę tak samo jak w Unii, bo też i wyjście z niej nie równało się wcale opuszczeniu systemu EU ETS. Z drugiej strony skończyły się przejściowe problemy z zaopatrzeniem w paliwo.  Sklepy znowu są pełne, przed świętami nie zabrakło ani indyków, ani brukselki, ani świnek-w-kocykach (takich małych kiełbasek zawijanych w bekon). Jest więc… jak było. A kto zna od środka politykę brytyjską ten wie, że właśnie o to w niej chodzi. Największe nawet oczekiwanie zmian – sprowadza się do pozostawienia wszystkiego po staremu. A cóż służyłoby temu lepiej niż pozostawienie u steru starego, sprawdzonego clowna Johnsona? A jednak…

 

Hindusko-Brytyjski Macron i parodia Le Pen

 

A jednak już ponoć rozstrzyga się osoba jego następcy. Choć niczym na konklawe: kto na taką licytację wchodzi następnym papieżem – niemal na pewno wyjdzie z niej kardynałem. Od miesięcy oczywistym infantem jawi się Rishi Sunak, Kanclerz, czyli brytyjski minister skarbu i finansów.  Nawet wskrzeszony niedawno słynny kukiełkowy serial satyryczny „Spitting Image” podkreśla, że ten 41 syn hinduskich imigrantów ze wschodniej Afryki po prostu „nap…a miłością” i jest jedynym, by wzbudzać w Brytyjczykach niemy zachwyt pogarszaniem ich warunków życia. Jest też oczywiście pro-COVID-owy, centrowy, pełen kompromisu i dobrej woli do wszystkich od opozycji po UE. Słowem jest niemal idealnym kandydatem na brytyjskiego Obamę, zapowiadanym zresztą przez pojawienie się również hinduskiego Mistrza, czyli głównego protagonisty Doktora WHO. Może Brytania dojrzała już do niby to mniejszościowego, równościowego premiera – będącego od początku do końca produktem i funkcjonariuszem finansjery?

 

Od Disraeliego do Sunaka… Partia Konserwatywna nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zostawiła sobie alternatywy, jednocześnie kokietując własne prawe skrzydło. Brytyjskie Czerwone Karki ma reprezentować Liz Truss, minister spraw zagranicznych. Kolejna prymuska i polityk idealnie nijaka, wyhodowana jednak właśnie dla zaspokajania fantazji zwolenników BREXITu. Odpowiednie antyunijna, wroga „nadmiernym przywilejom” LGBT, nie-COVID-owa. Macha sztandarem toryzmu nad wszystkimi, którzy mogliby w niego zwątpić pytając czemu właściwie ten, podobnie jak i poprzednie konserwatywne rządy nie są jakieś szczególnie przywiązane do swoich obietnic. Zarówno tych tożsamościowych, jak i tych zapewniających, że przypływ w końcu jednak na pewno podniesie wszystkie statki. Ostatecznie, jak mawia się w UK – jeśli ktoś głosuje na torysów, to musi być albo miliarderem, albo idiotą. I dobrze sprawdzić swoje konto, by wiedzieć do jakiej kategorii się należy…

 

Premier? Prezydent? A kogo to obchodzi

 

A w tle, gdzieś daleko za zwolennikami Truss jest przecież i Dominic Cummings. Tak, TEN Cummings, okrzyczany twórcą BREXITu (jakby ten nie wynikał z naturalnych potrzeb narodów Brytanii), jak i kreatorem premierostwa Johnsona (jakby ten nie był przeznaczony do pierwszoplanowanych ról samym swym urodzeniem i etońskim przygotowaniem, w które tak wierzy).  Jak lubi się opowiadać w UK – Cummings przegrał walkę o dostęp do Johnsona z Carrie Symonds (czyli obecną panią Johnson).  Są to jednak opowieści podniecające miłośników prasy bulwarowej. Szara eminencja stająca się figurą pop-kultury – traci wszak szanse na wywieranie prawdziwego wpływu. Skoro więc taki medialny fetysz jak Cummings staje po czyjejś stronie – jest znakiem, że mamy do czynienia z operacją odwracania uwagi.

 

O co więc chodzi naprawdę? Rezygnacja Johnsona spodziewana była właściwie każdego dnia 2020 roku. Macronizacja brytyjskiej polityki, obecnie uosabiana przez Sunaka – również od lat wydaje się kwestią czasu. Groźba buntu „prawej strony” – nigdy natomiast nie była niczym więcej niż SPOSOBEM uprawiania polityki przez establishment, obejmujący także decyzyjne kręgi wszystkich głównych partii. Dlatego właśnie naprawdę, kto jest aktualnym brytyjskim premierem - nie ma większego znaczenia niż kto jest dziś frontmanem elit w Waszyngtonie. Premier? Premier WHO?

 

Konrad Rękas

Konserwatyzm.pl